
Popularność w internecie zdobywa ksiądz, który na podstawie różnych filmików zarzuca ekspozycję dzieci na „gender”, dostrzegając go w przedszkolach, bajkach i ogólnym życiu dzieci. Jednocześnie pomija jakiekolwiek chrześcijańskie elementy związane z akceptacją odmienności i szacunkiem do drugiego człowieka, nieważne, jak bardzo by się od nas różnił. Nie wspominając o tym, że sam wprowadza gender do kościoła.
Dla człowieka, który podejmie wysiłek sprawdzenia znaczenia obcobrzmiącego słowa „gender”, jasne jest, że oznacza ono po prostu płeć, a w nauce – płeć kulturową.
Należy wyjaśnić, skąd gender w Kościele. Każdy kapłan, który posługuje się pewną typizacją płci w kontekście jej poprawnego wyrażania według norm narzuconych przez Kościół katolicki, wprowadza gender do Kościoła. Kościół sam tworzy swoją definicję cech kobiecych i męskich, które często nie mają nic wspólnego z płcią biologiczną. W kontekście Polski często wspominam religię jako nieodzowny element kultury, który ukształtował w nas wiele cech – mimo wszystko nie zawsze bardzo chrześcijańskich – i w tym wypadku ten element kulturowy jest bardzo widoczny.
Poprawny wyraz tzw. „genderu” według Kościoła katolickiego to kobieta-matka, dziewica, opiekunka, która jest podporządkowana mężowi albo synowi, a dla mężczyzny to człowiek o „typowo męskich cechach” – noszący spodnie, pracujący, utrzymujący rodzinę, niemający zbyt wiele do czynienia z dziećmi ani ze sferą domową. Jednak należy tu podkreślić, że są to wzorce propagowane przez Kościół katolicki, a w bardziej nawet ekstremalnej wersji również prawosławny i nie mają one nic wspólnego z chrześcijaństwem sensu largo.
Wielu biblistów badało i wciąż bada archetypy płci w Biblii – jest ich wiele i nie ma wskazania, który jest jedynym poprawnym. Ciężko kobiecie osiągnąć „ideał” kobiecości, jakim była Maryja, bo jej perfekcja polegała na tym, że była pierwsza wśród kobiet – nie ma drugiej i nie będzie, więc nie wydaje się, żeby był to wzorzec do bezpośredniego naśladowania. Ciekawym faktem jest to, że często Kościół posługuje się Józefem jako wzorcem męskości, a nie Jezusem. Ten drugi wydaje się właśnie umieszczany w sferze „bezpłciowego sacrum”, przedstawianego z wyrzeźbioną klatką piersiową, ale niebędącego wzorem dla emanacji płci.
Gender jest w kulturze, dyskursie i społecznym rozwoju psychoseksualnym – jest nauką o płci i jej manifestacji w różnych kręgach kulturowych. Kościół od wieków uczestniczył w tworzeniu tego, co dzisiaj nazywamy „genderem”, kształtując role społeczne kobiety i mężczyzny, ich „poprawne cechy” psychofizyczne. Według Michela Foucaulta poprzez kształtowanie dyskursu dotyczącego seksualności, w tym cech konkretnej płci Kościół przejmował władzę nad ludźmi, kontrolował dzietność, prawo i strukturę społeczną.[1] Sobór Trydencki poprzez ewolucję sakramentu pokuty zachęcał do wyznawania najbardziej intymnych aspektów życia seksualnego, wyjawiania zachowań, myśli „nieczystych”, tak by potem móc piętnować i mówić, co stoi w zgodzie z Bogiem, a co nie.[2] Nie jest to postępowanie jedynie zauważalne w Kościele – również państwa pod wpływem filozofii, kultury i religii kształtowały narrację związaną z płcią i seksualnością choćby poprzez ustanawianie modelu rodziny w systemach prawnych – modelu, który jest jedynym akceptowalnym w danym kręgu.
Ostatnio na mszy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego powiedziano, że Kościół może iść ramię w ramię z nauką, że tradycją jest finansowanie jej ze środków Kościoła. Jednak widzimy brak wiedzy księży na tematy, o których chętnie się wypowiadają. Często również brak wiedzy w jedynym zakresie, który powinien być bliski Kościołowi: Biblii. Jeśli zaś Kościół postanowi zająć się zgłębianiem genderyzmu, to sugeruję odpowiednie przygotowanie metodologiczne.
[1] M. Foucault, „Historia seksualności”, przek. pol., 2000, s.14-15
[2] M. Foucault, „Historia seksualności”, przek. pol., 2000, s. 23