Odczytany w niedzielę list biskupów zebranych na którejś tam konferencji plenarnej nie zawodzi. Jest tak samo nudny jak większość listów. Może nieco bardziej szkodliwy, bo kryjąc się za Janem Pawłem II i jego encykliką Veritatis splendor, jest kolejnym etapem niszczenia przez polski Kościół instytucjonalny dobrej pamięci papieża z dalekiego kraju.
Dla ludzi, którzy pamiętają ciepły głos Jana Pawła II, nie mogą się w pełni udać starania Episkopatu, aby tę pamięć papieża Polaka zmienić w symbol Kościoła nieradzącego sobie w żaden sposób ze światem i nieznajdującego żadnego sposobu na poradzenie sobie z jego problemami poza wyrażaniem tęsknoty za jakąś mityczną przeszłością, w której prawda była prawdą, a nie postprawdą. Niestety dla młodego pokolenia polski papież istnieje tylko w karykaturalnym przedstawianiu przez polski Kościół, znacznie skuteczniej niszczący jego wizerunek, niż czynią to rozpowszechniające się coraz szybciej memy.
Istotą ostatniego listu biskupów jest podkreślenie braku zaufania Kościoła instytucjonalnego do indywidualnego sposobu poszukiwania Chrystusa. Sumienia ludzkie są zawodne, ludzie żyją w postprawdzie, otoczeni internetowymi bańkami. Człowiek współczesny chciałby, aby ocen moralnych dokonywano z uwzględnieniem kontekstów i indywidualnych sytuacji. A przecież, mówią biskupi, prawo naturalne (jedno z pojęć używanych przez hierarchów w jakimś przedziwnym znaczeniu, które pozwala legitymizować ich wszystkie zapatrywania na rzeczywistość) jest obiektywne, niezależne od kontekstów, kultury i subiektywizmu.
To wszystko brzmi tak, jakby nie czytali fragmentu Listu do Galatów (Ga 3, 7 – 14) z piątkowych czytań liturgicznych. Tam właśnie wybrzmiewa dobitnie różnica między słuchaniem prawa a miłością, którą przynosi Chrystus.
Biskupi pokazują w swoim liście, jak bardzo niezadowoleni są ze swoich czasów. Chciałbym jednak wiedzieć, które czasy uważają za wzorcowe. Jakoś tak jest, że wartości tego zgniłego Zachodu zapewniają ludziom godne życie i pozwalają niezależnie od wielu cech indywidualnych odnaleźć się na swojej życiowej drodze. Biskupi podkreślają wagę męczeństwa w obronie prawd moralnych. Tu można zadać pytanie, czy zachęcanie do męczeństwa i obrona życia to postulaty wewnętrznie spójne. Te wszystkie myśli brzmią jeszcze dziwniej, gdy zobaczymy, że w obronie wartości Zachodu toczy się straszliwa wojna wywołana przez tego, który nienawidzi wartości Zachodu uwierających także polskich biskupów.
Na miejscu biskupów chwilę zastanowiłbym się, czy przypadkiem w swoim pouczeniu wiernych o obowiązku przestrzegania obiektywnej prawdy – do której zresztą wierni ze swoimi ułomnymi sumieniami sami dążyć nie potrafią – nie są jak te drogowskazy, które same nie idą wskazywaną przez siebie drogą. Bo akurat to biskupi przez swoją dość oszczędną gospodarkę prawdą doprowadzili nas do tego wielkiego kryzysu Kościoła. To te wszystkie akta ukrywane przed sądami wymierzającymi sprawiedliwość, zagubione i cudownie odnajdywane listy, podpisy wymuszane w obronie biskupów drapieżników, tajemnice zakonnych domów prowadzących internaty i placówki opiekuńcze oraz wiele innych faktów niewygodnych dla hierarchów pokazuje, że problem prawdy wymaga najpierw pełnego przepracowania wewnątrz Episkopatu, a dopiero w następnej kolejności wśród wiernych.
Biskupi przejęli się nadmiernie rolą pasterzy, ograniczając ją do traktowania nas wszystkich jak stado baranów. Chciałbym, żeby raczej zamiast pisać listy, zajęli się bardzo głęboką pokutą własną i rekolekcjami pod tytułem „Co zrobiliśmy z powierzonym nam Kościołem?”
Wysłuchałem listu ze smutkiem. Gdy go przeczytano, miałem nadzieję, że już nic w czasie tej mszy św. złego mnie nie spotka. Niestety, w modlitwie wiernych modliliśmy się o to, aby Żydzi, czytając Pismo św., zrozumieli prawdę i nawrócili się. I tyle pozostało z nauki papieża Polaka o naszych starszych braciach w wierze.
W Niemczech (kraju, który służy i politykom, i biskupom za dyżurnego straszaka maluczkich) biskupi rozpoznali znaki czasu i walczą o to, aby w Kościele można było znaleźć odpowiedzi na pytania współczesności. W naszym Kościele biskupi piszą długie, nic nieznaczące listy, aby oszczędzić proboszczom konieczności zastanawiania się, czym żyje ich wspólnota.
W ostatnią niedzielę liczono wiernych wychodzących z Kościoła. Ministrant stał ze specjalnym aparatem, ułatwiającym to zadanie. Jak tak dalej pójdzie, aparat nie będzie potrzebny, bo wystarczą palce obu rąk. Byle tylko znalazł się jeszcze chętny do podjęcia się tej roli ministrant.
2 Komentarze
Tak, tego listu nie da się spokojnie ani wysłuchać, ani przeczytać. To jest list obłudników i faryzeuszy. Polskę i polski Kościół zalewa kłamstwo i bezczelne, i cyniczne, i ukryte, i wszelkiej innej maści. Obłudni biskupi ubolewają nad podziałem społeczeństwa, a nie chcą zobaczyć w tym własnego udziału i swoich „ukochanych wiernych” rządzących krajem.
Polski episkopat przypomina Sodomę, może nie ze względu na VI przykazanie, ale ze względu na liczbę uczciwych i przyzwoitych. Jedną z najważniejszych trosk polskiego episkopatu jest jedność i przede wszystkim ta okazywana na zewnątrz. I zamiast jedności w duchu i prawdzie mamy jedność w kłamstwie i grzechu.
Jakie świadectwo Ewangelii dają polscy biskupi gdy zdecydowanie i głośno występują przeciwko kłamstwom i oszczerstwom kiedy „ich” dotyczą, a milczą kiedy świadectwo prawdzie może „kosztować”, czy to uszczerbek na wizerunku, czy utratę dobrych stosunków z państwem?
W liście jest „… także coraz częściej w mediach społecznościowych, m.in. w formie odpowiedzi na stawiane pytania.”. Śmiać się czy płakać? Gdzie można zadać pytanie o „msze smoleńskie”? Msze smoleńskie to nie trup w szafie polskiego Kościoła, to bomba atomowa przy której tęczowe aureole, napisy na kościołach, jajka na drzwiach świątyń czy nawet rzyganie na ołtarz pijanego księdza nic nie znaczą.
Jestem wdzięczny Fryderykowi za ten wpis, gdyż myślałem, że ze mną jest coś nie w porządku. Pamiętam przed laty listy, które dostawałem regularnie od mojego ojca chrzestnego, w nich odnajdywałem akceptację, miłość i troskę. Po wysłuchaniu listu Episkopatu, pozostał w moim sercu wyłącznie smutek, zniechęcenie i brak nadziei.