Czy jeszcze pamiętamy przekazywaną z rąk do rąk książkę, której papier oraz farba z powielacza nieodłącznie kojarzy się z czasami zniewolenia? Jej autor Czesław Miłosz celnie diagnozuje panujący wtedy system komunistyczny. Pokazuje przykłady, jak można stać się zakładnikiem systemu, pozostając w stanie ciągłego odurzenia. Takie refleksje przychodzą mi do głowy, gdy obserwuję lęk, który niejako został wbudowany w nasz sposób bycia w Kościele.
Ten niepokojący stan umysłu uświadomiłem sobie szczególnie mocno po przeczytaniu poruszającego wpisu Dariusza Kubaszewskiego „Nawrócony biskup pilnie poszukiwany”. Czy przemyślenie tego, o czym napisał autor, nie jest samo w sobie naganne, a może nawet grzeszne? Początkowo chciałem o tym porozmawiać w gronie bliskich mi osób, ale ugryzłem się w język. Co oni o mnie pomyślą?
Te moje myśli, lęki chyba dobrze pokazują rodzaj zniewolenia umysłu nas wierzących. Ma się wrażenie, że choćby tylko zastanowienie się nad przestrzeniami wolności w Kościele, nad tym, czym jest świętość, a czym świętoszkowatość, jest nie na miejscu.
Stajemy bezradni wobec wbudowanej w nas wewnętrznej blokady, która czyni z nas marionetki. Czujemy jakiś dyskomfort, gdy poruszane przez kogoś niewidzialnego sznurki wprawiają nasze poszczególne części w ruch lub wręcz przeciwnie – powodują ich blokadę. Dlaczego jak Dariusz Kubaszewski, nie mówię swoim głosem lub dla bezpieczeństwa podpieram się czyimś tekstem?
Otóż w moim głębokim przekonaniu właśnie tego typu zachowania prowadzą do obojętności. Przestrogą jest Apokalipsa 3.15-16 „Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich”.
To moje przekonanie sprawia, że praca podejmowana w grupie Kongresu Katoliczek i Katolików Duchowieństwo/Lud ma dla mnie głęboki sens. Przygotowywany z takim mozołem przez członków grupy materiał o wolności w Kościele, rozpoczynający się od cytatu z Listu do Galatów 5.1 „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”, jest odpowiedzią na dość powszechny rodzaj umysłowego poddaństwa.
Oczywiście, wolność to nie samowola, w niej odpowiedzialność za innych powinna być punktem wyjścia. Nie można jednak nikim manipulować, a wolności wykorzystywać do swoich interesów.
Czy faktycznie Kościół musi stać się przestrzenią wolności? Tak, zrozumienie jej roli i wagi jako podstawowego daru, przynależnego do godności każdej osoby, jest według mnie wyznacznikiem tego, jak szybko poradzimy sobie z kryzysem w Kościele.
Mamy jako świeccy prawo oczekiwać od tych, którzy kształtują w Kościele nasze postawy, aby mimo że nie jest to zawsze wygodne, chcieli zobaczy w nas nie niewolników, ale ludzi wolnych. Asertywność nie może być wadą, a potulność cnotą.
Jak czytamy w Dokumencie przygotowawczym Synodu, musimy zrobić wszystko, aby: „zrodziły się marzenia, powstały proroctwa i wizje, rozkwitły nadzieje, umocniła się ufność, zostały opatrzone rany, nawiązały się relacje, wstał świt nadziei, by uczono się od siebie nawzajem i budowano pozytywną wyobraźnię, która oświeci umysły, rozpali serca, przywróci rękom siły” (DP, 32).
To może się wydarzyć wśród ludzi wolnych.
1 Komentarz
Takie same mam odczucia, jakąś wbudowaną w siebie uniżoność i autocenzurę. Zadawanie pytań wydaje się zabieraniem czasu, niekiedy odbierane jest jako roszczeniowe, choć nie jest, kwitowane pospiesznie. Dzielenie się wątpliwościami w Kościele, zwłaszcza z duchownymi, powinno być najzwyczajniejszą zwyczajnością.