Wszyscy pamiętamy akcję babies lives matter.
Padały w niej argumenty o świętości ludzkiego życia; o tym, że jest ono najwyższą wartością; że jeśli dokonać ważenia wartości, to zawsze prymat należy dawać życiu człowieka. I nie są to poglądy mi obce — ochrona życia, najpierw matki, a potem dziecka poczętego, powinny, według mnie determinować, regulację prawną przerywania ciąży.
Ale nie o aborcji tym razem.
Lecz o tym, że wiele osób — bo, oczywiście, nie wszystkie — wygłaszających tezy o wyższości życia nad pozostałymi wartościami dziś uznaje, że to ochrona granicy, a nie życie jest prymarna. Pewne nieskonkretyzowane niepokoje związane z obecnością migrantów nagle okazały się być dla nich uzasadnieniem pozbawienia życia konkretnych ludzi.
Ich najgłębsze ubolewanie nad traktowaniem życia nienarodzonych zamienione zostało dziś na poparcie dla polityki wywożenia ludzi do lasów na śmierć z wyziębienia. Już nie mówią o mordowaniu dzieci, za to funkcjonariuszy przeprowadzających wywózki uznają za bohaterów narodowych.
Osoby kiedyś tak bardzo poruszone losem nienarodzonych dziś w social mediach kpią ze zbiórek dla migrantów. Zbiórek odzieży dla osób, w tym dzieci, które umierają z zimna w lasach!
Gdzie jest teraz Wasza świętość życia? Czy życie uległo w przygranicznych lasach jakiejś desakralizacji? Co sprawiło, że już nie babies lives matter, że teraz only borders matter?
5 Komentarz
Ilu bezdomnych gości Pan w swoim domu? Co by Pan powiedział na organizację przez sąsiada „korytarza humanitarnego” do Pana mieszkania czy garażu tj. pomocy we włamaniu przez tych z ulicy, którym spodobały by się Pana telewizor, komputer, samochód … Czy jeżeli zastał by ich Pan opróżniającego Pana mieszkanie, życzyłby Pan im wszystkiego najlepszego litując się nad nimi, że zostali oszukani przez sąsiada, który mówił im, że mogą wziąć co chcą, a za pomoc zapłacili mu krocie?
Jeżeli polskie rodziny postąpiłyby podobnie jak większość tych rodzin za płotem to polski sąd odebrałby im prawa rodzicielskie.
Ze względów humanitarnych można/należałoby wpuścić matki z małymi dziećmi, kobiety w ciąży, z rychła perspektywą odesłania i połączenia z rodziną.
Tego rodzaju przykłady kompletnie niczego nie wyjaśniają i w niczym nie pomagają. Tak gdyby człowiek umierał pod moim płotem wziąłbym go do domu, a nie zostawił na mrozie. Dla UE tych nawet kilka tysięcy nie mazadnego znaczenia. Po prostu konieczne było zastosowanie od początku przewidzianych prawem procedur, a wobec Łukaszenki nałożenie przez UE wszekich sankcji, łącznie z odłączeniem systemów bankowych Białorusi od SWIFT. Dużo czasu spędzam w Niemczech i jakoś nie widzę nieszczęścia wynikającego z wpuszczenia imigrantów. Miasto Monachium zaoferowało przyjęcie tych z polsko-białoruskiej granicy. Może powinniśmy się zastanowić, dlaczego ci ludzie nie chcą zostać u nas, skoro już nie jesteśmy biednym krajem. Może coś jest w nas takiego. Może po prostu większość, tak jak Pan sugeruje, pozwala umierać bezdomnemu pod płotem na mrozie. Jak to szło „byłem głodny…”. Niestety u nas mądrość tej książki się nie przyjęła.
„Gdyby …” Panie profesorze nic nie stoi na przeszkodzie, aby podał Pan swój adres organizacji zajmującej się bezdomnymi, a także zaznaczył, że nie będzie miał nic przeciwko jeżeli jakiś ślusarz utworzyłby „korytarz humanitarny” do pańskiego domu.
Pewnie ma Pan rację, że moje przykłady i pytania „kompletnie niczego nie wyjaśniają” zwłaszcza prawnikom. Pana argumentacja przypomina mi czasy minister Hanny Suchockiej dla której ważniejsze było przestrzeganie litery prawa niż to czy PRL-owskie prawo było „sprawiedliwe”. W czasach „grubej kreski” Mazowieckiego, towarzyszącej jej narracji i częstych odwołań do ewangelicznego miłosierdzia, naszła mnie refleksja: „Mogę darować wszystko, przebaczyć wszystko w swoim imieniu. To piękne i święte. Ale czy mogę darować w imieniu innych?”. Niestety żaden z rządzących wtedy katolików, „trochę katolików”, czy hierarchów tego problemu nie widział.
Jest Pan niewątpliwie człowiekiem wielkiej wiary i zaufania Panu Bogu. Ale to, że są ludzie, których wiara jest tak wielka, że mogą chodzić po wodzie, nie znaczy, że nie należy budować mostów. Człowiek samotny może „ryzykować” wszystkim co ma, jeśli ma rodzinę na utrzymaniu już nie (jeżeli może liczyć na wsparcie dalszej rodziny „ryzyko” może być większe, jeżeli tej rodziny nie ma „ryzyko” musi być mniejsze). A zupełnie inny poziom „ryzyka”, albo nawet wcale jeśli ktoś ma pieczę nad całą społecznością. To, że nie Pan nie widzi „nieszczęścia wynikającego z wpuszczenia imigrantów” nie znaczy, że go nie ma, raczej świadczy o tym, że Pan nie chce widzieć.
Drogi Panie Wiktorze, oczywiście, migracje, wielkie zjawiska społeczne zawsze niosą ryzyko. Bycie migrantem ani nie uświęca ani nie odbiera godności, Wśród tych ludzi są ludzie dobrzy i źli. Nie różnią się tym samym od nas. Tylko jak postąpimy źle, to to zło obciąża też nas wszystkich. Nikt nie ma prawa w moim imieniu naruszać praw człowieka. To nie chodzi o literę prawa. Gdybyśmy przestrzegali prawa, Łukaszenia straciłby wszelkie możliwości oddziaływania. Jego sukces propagandowy wynika z postawy naszego państwa. Obecność migrantów w Europie niczemu nie zagraża. Co więcej może być źródłem przyspieszenia rozwoju, jak to często się dzieje w społeczeństwach wielokulturowych. Nie dzieje się tak jedynie wtedy gdy ksenofobia uniemożliwia wykorzystanie potencjału migracji. I właśnie nasze ksenofobia nie pozwala nam widzieć w migrantach szansy. Gdybyśmy tę szansę widzieli, Łukaszenka stanołby jak głupi ze swoją strategią. Tylko my okazaliśmy się podobni do niego. I dlatego on tę konfronatację wygrywa, a my jako państwo przegrywamy wszystko, a w końcu może i suwerenność, skoro o naszych granicach rozmawia się bez nas. Ale to tylko dlatego, że tu nie ma nikogo, z kom można rozmawiać. Zawsze mówiłem, że jeszcze nie jest zapóźno na zmianę. Teraz ruszyły już takie procesy historyczne, że straciliśmy kontrolę. I może być już realnie za późno.
Panie Witoldzie, przepraszam, za przekręcenie imienia.
FZ