Niedawno trafił do Kongresu list, który dla wielu zawierał co najmniej kontrowersyjne tezy. Przytoczę tylko pierwszy akapit:
Czyż nie wiecie Katolicy i Katoliczki, że dobre drzewo rodzi dobre owoce, a złe drzewo rodzi złe owoce? Jeśli uznajecie, że Kościół Katolicki rodzi złe owoce i chcecie Go naprawić, to czyż nie wiecie, że stawiacie się (według prawa tegoż Kościoła) automatycznie poza tymże Kościołem? „Albo uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, albo uznajcie, że drzewo jest złe, wtedy i owoc jego jest zły; bo z owocu poznaje się drzewo”.
Dla mnie osobiście był to impuls do fantastycznej i bardzo przyjemnej podróży w czasie. Pomyślałem, że podzielę się moją refleksją i wspomnieniami. Zacznę od ogólnej refleksji głęboko historycznej. Podoba mi się porównanie Kościoła do drzewa owocowego, zasadzonego przez Chrystusa i oddanego ludziom jak rolnikom, którzy mają o to drzewo dbać, by rosło i owocowało zdrowo. To takie naturalne skojarzenie z aktem stworzenia czegoś dobrego i oddania w użytkowanie ludziom. W moim rozumieniu nawiązuje ono do biblijnego opisu stworzenia oraz do pierwotnego Boskiego przykazania, znanego większości katolików: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona». I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”. (Rdz 1, 28-31)
Gdy mój dziadek kupił ziemię pod dom, posadził kilka drzew owocowych, jak to w zwyczaju bywało na wsi. Trochę ziemi zostawił dla roślin jadalnych i trochę dla zwierząt domowych. Minęło kilka lat. W domu zamieszkali moi rodzice, zwierzęta znalazły swoje miejsca, a drzewa zaczęły owocować. Dziadkowie i moi rodzice dbali o wszystko, co biegało po działce, w tym i o mnie i moje rodzeństwo. Pamiętam, gdy byłem przedszkolakiem (pamiętam dokładnie, bo miałem złamaną nogę), dziadek przyszedł do naszego ogrodu i z moim ojcem zaczęli ciąć gałęzie na drzewach. To było ciekawe dla takiego malucha jak ja, więc zapytałem, jak przystało na przedszkolaka, co robią dziadek i tata z tymi drzewami – przecież jak potną, to jabłka nie będą miały gdzie rosnąć.
Piękna była ta pierwsza lekcja ogrodnictwa. „Mamy drzewa i trzeba o nie dbać, aby były silne, zdrowe i dawały dobre owoce” – powiedział dziadek. Tak było co roku i coraz chętniej pracowałem z dziadkiem i tatą w ogrodzie mego ojca. Dziadek pokazywał każdą gałązkę i tłumaczył, jak rozpoznać, czy jest zdrowa, czy chora, gdzie przyciąć, aby formować zdrowe drzewo. I czasami duże gałęzie trzeba było wyciąć, aby w drzewie było powietrze i światło dla owoców.
Drzewo potrzebuje wiatru, wody i słońca, więc nie musi być wielkie i obsypane liśćmi, tylko silne w konarach, dające miejsce dla owoców pięknych i zdrowych. Ogrodnik zawsze stawia na jakość i zdrowie swoich drzew. Unika wielkiego buszu i pogoni za tysiącami małych owoców, bo drzewo nie wykarmi wielkiej ilości owoców – większość obeschnie i spadnie, a słabe konary nie wytrzymają ciężaru i połamią się. Owoców i tak się nie doczeka, a jeszcze drzewo będzie pokaleczone i połamane.
Tak minęło kilka lat wspólnej pracy i mojej nauki z dziadkiem i ojcem. Gdy zdrowie opuściło dziadka, mój tata całkowicie zaopiekował się sadem, a ja otrzymałem od dziadka jego stary nóż ogrodniczy.
Czasami nowe drzewko nie spełniało oczekiwań w nim pokładanych przy sadzeniu. Można było je wyciąć i posadzić nowe. Pojawiła się wówczas nowa wiedza i zrozumienie słów „czyńcie sobie poddaną”. Drzewo już parę lat wzrastało, zakorzeniło się, znalazło swoje miejsce w naszym ogrodzie, ale jak wiecie, świat nie jest zawsze idealny i należy to przyjąć jako fakt niezaprzeczalny. Tata nauczył mnie, a on nauczył się tego od swojego taty, że czasami warto dać drzewu drugą szansę. Gdy już ma ono zdrowe korzenie i dobry pień a owoce są złe, to warto je zaszczepić zdrowym zrazem od drzewa o znanym dobrym owocu.
Na silnym i odpornym podkładzie sadzi się smaczny zraz, dając całości szansę, aby stała się pięknym zdrowym drzewem o dorodnych smacznych owocach. Nauczyli mnie moi przodkowie, że o dobre owoce trzeba zabiegać, a dobry ogrodnik dba o swoje drzewa. Tnie, gdy trzeba, wycina wilki z pnia i konarów, szczepi, gdy natura wymaga pomocy.
Znalazłem nawet na tę okoliczność dobrą przypowieść: „Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: ‘Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?’ Lecz on mu odpowiedział: ‘Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć’”. (Łk 13, 6-9)
Niestety, są również decyzję trudne w ogrodzie ojca mojego, który mi powierzono w opiekę, ale konieczna dla zdrowia całego sadu. Chore drzewo próbujesz uratować z całych sił, ale w końcu musisz je wyciąć dla uratowania całego sadu. Trafia się drzewo, które nie owocuje – cóż, taka jest natura życia czasami, że ma wadę ukrytą i pomimo wszelkich starań nie przyjmą się szczepienia, nie pomogą cięcia i nawożenia, więc pozostaje ci tylko usunąć to drzewo z korzeniami. Ale warto tak jak w ogrodzie ojca mojego walczyć o każde powierzone drzewo. Niektóre drzewa na górze stoku w ogrodzie mojego ojca usychają. Niestety, klimat i rozwój naszej miejscowości spowodował obniżenie poziomu wód gruntowych. Drzewo utraciło dostęp do życiodajnej wody i uschło (piękna grusza z pysznymi gruszkami), nie pomogło sztuczne nawadnianie – trzeba było wyciąć. Takie jest życie ogrodnika.
Ostatecznie i ojca zdrowie opuściło, i sam dbałem o jego ogród. Gdy któregoś dnia w lutym przyszły do mojego ogrodu moje dzieci, to zacząłem jak mój dziadek ze mną. Nauczyłem je tego, czego mnie nauczono i teraz kolejne pokolenie przycina moje renety i papierówki, i robią to z troską o każdy podarowany nam kawałek ogrodu: tną, szczepią, nawożą, malują i wycinają, gdy trzeba.
To już ponad sześćdziesiąt lat i kilka pokoleń dba o te drzewa, i kolejne pokolenie dzieci zajada się szarlotką (doskonałą od czasu wypieków mojej babci) z owoców naszych jabłoni, które zadbane nadal owocują zdrowymi i pięknymi owocami. Natura sama dba przez swoich ogrodników o dobre silne drzewa, które czasami traciły owoce lub wymagały ostrych cięć. Malinówka po szczepieniach i kilku latach pracy zmieniła sią na najpiękniejsze drzewo w ogrodzie ojca mojego, a jej owocami zachwyca się moja mama.
Myślę, że ten Kościół podarowany nam przez Chrystusa jest takim drzewem jak to posadzone przez mojego dziadka. Od ogrodników zależy, czy drzewo zdziczeje, czy będzie silne i zdrowe, o pięknych i wartościowych owocach. Tak samo Chrystus oddał ludziom – ogrodnikom – ten Kościół w opiekę, jak mój dziadek i ojciec oddali mi w opiekę ich ogród. Każdy z nas – od dziadka po moje dzieci – dba o depozyt tego sadu.
Ja nadal dbam o otrzymany depozyt sadu, by przekazać jego siłę i zdrowe owoce moim dzieciom i wnukom. Tak samo katoliczki i katolicy muszą dbać o drzewo Kościoła, by przekazać je następnym pokoleniom wzmocnione, zdrowe i owocujące pięknem i miłością. Przekazano nam depozyt świata i Kościoła, więc powinniśmy dbać o jego stan, aby przynosił plon planowany i aby nie stało się jak w przypowieści o przewrotnych rolnikach: „I zaczął mówić do ludu tę przypowieść: Pewien człowiek założył winnicę, oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał na dłuższy czas. W odpowiedniej porze wysłał sługę do rolników, aby mu oddali jego część z plonu winnicy. Lecz rolnicy obili go i odesłali z niczym. Ponownie posłał drugiego sługę. Lecz i tego obili, znieważyli i odesłali z niczym. Posłał jeszcze trzeciego; tego również pobili do krwi i wyrzucili. Wówczas rzekł pan winnicy: ‘Co mam począć? Poślę mojego syna ukochanego, chyba go uszanują’. Lecz rolnicy, zobaczywszy go, naradzali się między sobą mówiąc: ‘To jest dziedzic, zabijmy go, a dziedzictwo stanie się nasze’. I wyrzuciwszy go z winnicy, zabili. Co więc uczyni z nimi właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci tych rolników, a winnicę da innym». Gdy to usłyszeli, zawołali: ‘Nie, nigdy!’ On zaś spojrzał na nich i rzekł: ‘Cóż więc znaczy to słowo Pisma: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła? Każdy, kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go’. W tej samej godzinie uczeni w Piśmie i arcykapłani chcieli koniecznie dostać Go w swoje ręce, lecz bali się ludu. Zrozumieli bowiem, że przeciwko nim skierował tę przypowieść”. (Łk 20, 9-19)
Z tymi owocami złymi i drzewem złym chyba trochę inaczej należy postępować, niż sądzi autor listu do KKiK – tak, aby być w zgodzie z naturalnym porządkiem i pierwszym przykazaniem biblijnym. Wolę interpretację mojego dziadka i pracę, jaką mi powierzono w ogrodzie Ojca mojego. Codziennie pamiętam o naukach moich przodków i pewnej przypowieści: „Szedłem koło roli próżniaka i koło winnicy głupiego: a oto wszystko zarosło pokrzywą, ciernie całą jej powierzchnię pokryły, kamienny mur rozwalony. Skierowałem uwagę, spojrzałem, zobaczyłem i wysnułem naukę: Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć, a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek jak biedak żebrzący”. (Prz 24, 30-34)
1 Komentarz
Tytuł felietonu przenosi nas i naszą rzeczywistość do Bram Nieba, a treść pokazuje jak to zrealizować!