Oglądałam ostatnio z perspektywy roweru polskie wsie, towarzysząc osobie zupełnie nieosadzonej w kontekstach katolicyzmu (zwłaszcza polskiego). Trochę z ciekawości gość zaczął mierzyć przepedałowane dystanse nie w kilometrach, tylko w ilości mijanych przydrożnych krzyży i kapliczek. W pewnym momencie padło pytanie, które do dziś mi towarzyszy:
„Jak sądzisz, co Maria myśli o tych kapliczkach? Cieszy Ją to?”
Nie wiem. Nie wiem, co Miriam z Nazaretu sądzi o polskiej ludowej religijności – na moje z Nią relacje nie ma to wpływu, tak samo jak wszelkie intelektualne i historyczno-antropologiczno-kulturowe analizy zjawiska.
Jednak moja śp. Babcia mawiała, że w sobotę zawsze wyjdzie słońce, nawet na kilka minut, bo to jest dzień, kiedy Matka Boska suszyła pieluchy. Dziś po latach przestało być dla mnie istotne to, że religijna Żydówka suszyć pieluch w sobotę nie mogła. Coraz bardziej dostrzegam głębokie prawdy, które Babcia przekazywała mi poprzez codzienne życie. Dla Niej, urodzonej w początkach ubiegłego wieku, nie były dysonansem ani archaiczna z mojego punktu widzenia forma imienia, ani róże, błękity i wyidealizowane, pozbawione wszelkich emocji wizerunki. Dziś widzę, że dla mojej Babci, tak jak i dla mieszkańców wiosek, stawiających przy drogach i obok domów kapliczki, najważniejsze jest co innego – to, że Miriam, Mayram, Maria była kobietą z krwi i kości, zwykłą, pracującą. Bliską. Jak sąsiadka zza wiejskiego płotu. Nie była królową w politycznym czy luksusowym znaczeniu. Tak jak mnie bolały Ją plecy, nawet jeśli pracowała w zdrowej dla kręgosłupa, do dziś powszechnej na Bliskim Wschodzie pozycji. Pewnie bolał ją brzuch w czasie menstruacji. Skóra na palcach marszczyła się i szczypała od prania w zimnej wodzie. Czuła rozczarowanie, kiedy Jej posiłki nie smakowały tak, jakby chciała. Frustrowały Ją kolejne rozdarcia na ubraniach Jezusa Urwisa. Była bezgrzeszna, ale nie unosiła się pół metra nad ziemią, wręcz przeciwnie. To, że tak mocno osadzona była w codzienności, rutynie i ludzkich emocjach, pozwala mi dziś kontemplować ikonę Pneumatofory z wiarą i poczuciem bliskości, z ufnością, że Ona czuje i współczuje, rozumie i wie. Że niesie Ducha, nie stąpając po rozbielonych różowych obłoczkach w błękitnej sukni, ale że niesie Go idąc po piachu i błocie, i pewnie stopy jej puchną.
Proszę Cię, Boże Ojcze, niech Twój Duch towarzyszy mi w codzienności. Niech Jezus, Bóg-z-nami, gości stale w moim życiu, nie tylko wtedy, kiedy świadomie szukam Jego obecności, ale także w pracy na Zoomie i w zmaganiach z zepsutą pralką.
Proszę dziś za Marię i Piotra, którzy udzielili sobie wczoraj, w dniu święta Miriam z Nazaretu, sakramentu małżeństwa – niech Twoja obecność umacnia ich na co dzień.
Proszę za kobiety, które są najbardziej dyskryminowaną w skali globu grupą społeczną, najbardziej dotykaną przez przemoc i ubóstwo. Proszę Cię za moje siostry Afganki, daj im siłę w trudnych dniach. Niech Twój Duch nawraca serca agresorów – niech w wolności sumienia nie wahają się porzucić przemoc i zaprzestać prześladowań.
Proszę Cię za ofiary kataklizmów w Grecji i Turcji, zwłaszcza za ubogich, których najboleśniej dotykają skutki zmian klimatu. Porusz sumienia tych, którzy maja władzę zmiany podejścia do planety.
Maja Szwedzińska